niedziela, 11 sierpnia 2013

Słowo Na Niedzielę :) o życiu robaka




Niedawno znajomy – upojony swoim zaangażowaniem w dobroczynność - zarzucił mi prowadzenie „życia robaka”

Czy praca, prowadzenie domu i wychowywanie dzieci – jeśli człowiek zdecydował się na założenie rodziny – nie wymagają pełnego zaangażowania? Dzisiaj, kiedy dzieci są już samodzielne ja dbam o siebie żeby jak najdłużej być dla nich wsparciem, a nie ciężarem. Fakt, nie zbawiam świata. Nie organizuję wielkich, spektakularnych akcji. Ale wypuściłam w świat dobrze wykształcone i mam nadzieję, dobrze wychowane dzieci. Teraz czasem inspiruję je i moich bliskich do różnych działań i nowych wyzwań. Drobne kroki, które dzięki temu podejmują zmieniają ich życie na lepsze. Moje bieganie szerzy się jak wirus. No bo jeśli ja astmatyczka 50+ mogę to jakie znaleźć dla siebie usprawiedliwienie? Część osób broniła się nawałem pracy i ogólnym brakiem czasu. Tu przyszedł mi z pomocą mąż - weekendowy biegacz – pokazując, że nawet takie bieganie daje efekty. Rodzice, siostra, dzieci z dużym zapałem testują moje przepisy i wprowadzają do swoich domów. Część z nich przeszła nawet na jasną stronę mocy a pozostali bardziej zastanawiają się nad tym co jedzą i znacznie zredukowali ilość konsumowanych przyjaciół :)

Może więc i jestem małym robakiem. Jednym z wielu milionów, które sumiennie wypełniają swoją rolę w ekosystemie tak żeby żaden filantrop nic po nich nie musiał poprawiać.

Pokój z wami robaczki :)

3 komentarze :

  1. Przez chwilę pomyślałam, że na tym talerzu to na prawdę robaki;)
    Robisz pozytywny ferment wśród bliskich super!:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Owszem,jem różne dziwne rzeczy ale do robaków nie doszłam :)
      A z fermentem wśród bliskich to dzięki za wsparcie bo czasami to nie jest łatwo.

      Usuń
    2. Wiem wiem, ja też się staram dawać dobry przykład rodzinie, ale często jakoś bez efektów. Rodzicom podsyłam jakąś książkę, jak idę do kogoś w odwiedziny to staram się już nie kupować słodyczy tylko coś np. ze sklepu ze zdrową żywnością:) Przekichane mają ze mną;) A najtrudniejszy okaz mam w domu - mój mąż pochłaniający kilogramami czekoladę, litami coca-colę i jarający paczkę papierochów dziennie. Na szczęście w domu nie je mięsa i wcina wszystko co mu dam aż mu się uszy częsą:)

      Usuń