Ostatni tydzień karnawału przyszło mi spędzić w uroczej, bawarskiej wiosce Wallgau w Alpach.
Bawaria, kulinarna kraina golonki i piwa. O golonce nie będę się rozpisywać z wiadomych względów, o piwie pysznym, świeżym, niefiltrowanym tyle, że to jedno ze źródeł witamin z grupy B. Znawczynią nie jestem ale Werdenfelser weisse z apetyczną pianką, w cudownych okolicznościach otaczającej przyrody, ośnieżonych Alpach i ciepłym słońcu na policzku było naprawdę miłym doznaniem.
Bawaria to miejsce niełatwe dla wegan czy wegetarian ale jak się do tego przygotować to biegający, nie jedzący mięsa może przeżyć chwile euforii. Rejon Karwendel i trzy wioski Mittenwald, Krun i
Wallgau to dziesiątki a nawet setki kilometrów ścieżek wijących się w dolinie wzdłuż rzeki Isary. Wokół wierzchołki majestatycznych Alp. Dla takiego średniego biegacza jak ja codzienne pokonywanie pagórków, wzniesień, podbiegi , ładowanie akumulatorów i wdychanie górskiego powietrza to bajka.I zupełnie niepotrzebne było liczenie kilometrów, sprawdzanie tempa, szybkości w seriach, przyspieszań pod koniec długich wybiegań i innych tam. Nogi niosły, widoki się zmieniały, myśli o wysiłku same gdzieś odpływały. Fajnie było.Podobno tak biegają kobiety, z radością i bez męskiej napinki. :)
Wracając do jedzenia. W lokalnych restauracyjkach i barach, pomiędzy speckiem a wurstem można znależć coś bezmięsnego ale nie liczcie na coś więcej niż spaghetti lub pizza. Natomiast sklepy czy sklepiki w najmniejszej nawet wiosce miło zaskakują. Świeże warzywa, owoce i półki z produktami bio, pełne wegetariańskich i wegańskich przysmaków w całkiem sensownych cenach.
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz