
Bawaria, kulinarna kraina golonki i piwa. O golonce nie będę się rozpisywać z wiadomych względów, o piwie pysznym, świeżym, niefiltrowanym tyle, że to jedno ze źródeł witamin z grupy B. Znawczynią nie jestem ale Werdenfelser weisse z apetyczną pianką, w cudownych okolicznościach otaczającej przyrody, ośnieżonych Alpach i ciepłym słońcu na policzku było naprawdę miłym doznaniem.

Wallgau to dziesiątki a nawet setki kilometrów ścieżek wijących się w dolinie wzdłuż rzeki Isary. Wokół wierzchołki majestatycznych Alp. Dla takiego średniego biegacza jak ja codzienne pokonywanie pagórków, wzniesień, podbiegi , ładowanie akumulatorów i wdychanie górskiego powietrza to bajka.I zupełnie niepotrzebne było liczenie kilometrów, sprawdzanie tempa, szybkości w seriach, przyspieszań pod koniec długich wybiegań i innych tam. Nogi niosły, widoki się zmieniały, myśli o wysiłku same gdzieś odpływały. Fajnie było.Podobno tak biegają kobiety, z radością i bez męskiej napinki. :)
Wracając do jedzenia. W lokalnych restauracyjkach i barach, pomiędzy speckiem a wurstem można znależć coś bezmięsnego ale nie liczcie na coś więcej niż spaghetti lub pizza. Natomiast sklepy czy sklepiki w najmniejszej nawet wiosce miło zaskakują. Świeże warzywa, owoce i półki z produktami bio, pełne wegetariańskich i wegańskich przysmaków w całkiem sensownych cenach.
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz