niedziela, 25 sierpnia 2013

Kochanek, uczynny sąsiad ewentualnie mąż – potrzebny od zaraz. Przepis na domowy wypiek chleba.

Pewien profesjonalny piekarz, który miał okazję spróbować mojego wypieku był pełen uznania, ale z przykrością stwierdził, że jego ambicją też było pieczenie prawdziwego chleba. Na zakwasie, bez polepszaczy, spulchniaczy itp. Niestety po kilku próbach musiał się poddać, bo klienci żądali naturalnego, żytniego chleba, ale o konsystencji i strukturze pszennej bułki z supermarketu. Więc teraz sprzedaje „zdrowy” chleb na zakwasie podrasowany mąką z polepszaczami, spulchniaczami i innymi sztucznymi dodatkami. No cóż klient nasz pan.
Na szczęście pieczenie chleba to nie technologia kosmiczna i nie musimy poddawać się dyktatowi gustów większości. Z mężem, pieczemy chleb już od kilku lat. Przez ten czas przetestowaliśmy różne przepisy, różne rodzaje maki i proporcje składników, dopasowując chleb do naszych potrzeb. Mimo, że na początku jest trochę kleisty, to smakuje rewelacyjnie. Z każdym dniem ma coraz lepszą strukturę i można go w ściereczce trzymać przez tydzień, potem kolejny w lodówce, a w zamrażalniku - pokrojony na kromki - 3 tygodnie i więcej.
To, co w przepisie jest najważniejsze, a często niedoceniane, to mocne wyrobienie ciasta. No, ale do dzieła .(Jeśli chcecie spróbować wypieku, a nie macie znajomych, którzy podzielą się z wami zakwasem napiszcie do mnie maila, a postaram się wysłać odpowiednią porcję)

Chleb żytni:
2 litry wody (źródlanej, lekko ciepłej)
2 kg mąki żytniej (ja stosuję 1kg mąki z pełnego przemiału i 1 kg żurkowej)
5 szklanek dodatków (pestki dyni, pestki słonecznika, siemię lniane, płatki owsiane, płatki gryczane, otręby itp.)
Zakwas
3 łyżki oliwy
3 łyżeczki soli
W dużej misce (około 10 L) zakwas rozprowadzamy z wodą, wsypujemy dodatki, przesiewamy mąkę i całość oddajemy w dobre ręce do dokładnego wyrobienia (przynajmniej 20 minut). Pamiętaj, żeby odłożyć do słoika około 3 łyżki zakwasu na następny wypiek (w lodówce wytrzymuje 3-4 tygodnie). Ciasto robi się gęste, ciężki i kleiste. Wkładamy je do trzech, wyłożonych papierem do pieczenia foremek keksowych (35x13x8 cm), przykrywamy czystą ściereczką i odstawiamy w ciepłe miejsce na 10-12 godzin.
Pieczemy przez półtorej godziny w piekarniku rozgrzanym do 180 OC.

Dodatkowe rady:
Po wyjęciu z piekarnika wierzch chleba smarujemy wodą, wyjmujemy z foremek, odwracamy wierzchem do dołu i zostawiamy do wystygnięcia.
Jeśli chcemy poeksperymentować ze smakiem, przed nałożeniem ciasta do foremek można każdą porcję wymieszać z innymi dodatkami takimi jak orzechy, oliwki, suszone pomidory, śliwki, daktyle czy co tam przyjdzie nam do głowy. Mamy wtedy trzy rożne chleby, które w połączeniu z zestawem smarowidełek i dobrego wina mogą uprzyjemnić spotkanie z przyjaciółmi lub pokrojone na kromki i zamrożone cieszyć nas różnymi smakami przez długi czas.
Zamiast jednego kilograma mąki żytniej można dodać jakąkolwiek inną, ale pamiętając, że im mniej glutenu (gryczana, owsiana) tym mniej wody dodajemy i musimy się liczyć z tym, że chleb będzie cięższy i mniej wyrośnięty.
Zakwas, jeśli trzeba przechować dłużej można po 3 tygodniach odżywić dodając trochę mąki i wody w proporcjach jak do ciasta. Można go też zrobić samemu z mąki żytniej i wody. Im więcej razy zakwas był namnażany (używany) tym lepiej.

niedziela, 18 sierpnia 2013

Słowo Na Niedzielę - słodkiego życia

Od czerwca mamy rzecznika praw osób chorych na otyłość. Nie chodzi tu o ludzi niezadowolonych ze swojego wyglądu gdy porównują się do zabiedzonych modelek z okładek kolorowych pism, ale o ludzi, których olbrzymia masa ciała wyklucza ze społeczeństwa i bezpośrednio zagraża ich życiu. Taką otyłość uznano za chorobę, a więc ludzie otyli nie odpowiadają za masę swojego ciała.
Rozumiem chęć niesienia pomocy ludziom chorobliwie otyłym i refundowane przez NFZ zabiegi pomniejszania żołądka. Rzecznik ma zamiar walczyć o operacje dla 1,5 mln ludzi znajdujących się w dramatycznej sytuacji z powodu swojej nadwagi. I nie byłoby w tym nic zdrożnego gdyby nie główny przekaz lansowany przez panią rzecznik i lekarzy dokonujących tych zabiegów: za otyłość odpowiadają geny a nie człowiek.
Jeśli tak, to cóż jest w nich tak atrakcyjnego, że rozprzestrzeniły się po świecie w ciągu ostatnich kilkudziesięciu lat i to głównie w krajach rozwiniętych? Co sprawiło, że jeszcze kilkanaście lat temu w Polsce ludzi chorych na otyłość można było zobaczyć tylko na filmach o zgniłym zachodzie :) Dziś 1,5 mln osób wymaga resekcji żołądka? Czyżby nagle ludzie o ekstremalnej masie ciała  byli bardziej płodni i skuteczniej przekazywali swoje geny? Myślę,że to bzdura. Osób z genetycznymi predyspozycjami mamy tyle samo tylko żywność nam się zmieniła. Świetnym uzupełnieniem do artykułu z Gazety Wyborczej „Idź i jedz! Po prostu otyłość to choroba” był odcinek serialu „Tajemnice Korporacji” emitowanego przez TVN Style. Opowiadał on o tym jak koncerny spożywcze i producenci cukru manipulują wynikami badań naukowych i starają się ukryć przed opinią publiczną niekorzystne dla nich raporty niezależnych naukowców. Pewnie mało  kto uświadamia sobie jakie ilości cukru znajdują się w popularnych słodyczach i napojach gazowanych. Stymulowany przez reklamy i niekontrolowany wzrost spożycia tych produktów jest zapalnikiem uruchamiającym proces prowadzący do chorobliwej otyłości.
Problemem tym zajął się nawet National Geographic poświęcając swój sierpniowy numer nie dzikim zwierzętom a cukrowi pisząc między innymi tak:

[Americans] eat too much and exercise too little because they’re addicted to sugar, which not only makes them fatter but, after the initial sugar rush, also saps their energy, beaching them on the couch. ‘The reason you’re watching TV is not because TV is so good . . . but because you have no energy to exercise, because you’re eating too much sugar.’

Co w wolnym tłumaczeniu może znaczyć: Amerykanie jedzą zbyt dużo i za mało się ruszają, ponieważ są uzależnieni od cukru, który nie tylko powoduje, że są otyli, ale również po krótkotrwałym wzroście poziomu energii, wysysa ją z nich powodując, że zalegają na kanapie. Telewizję oglądamy nie dla tego, że jest tak ciekawa, ale dla tego, że z powodu nadmiernej konsumpcji cukru nie mamy energii na nic innego.
Brytyjska prasa o nieetycznych praktykach lobby cukrowego pisze już od wielu lat. Coraz więcej mówi się o uzależniających właściwościach cukru i jego wpływie na wywoływanie chorobliwej otyłości.
A my? Zamiast powszechnej edukacji dietetycznej w szkołach i kampanii informacyjnych mamy opory przed wprowadzeniem wegetariańskich obiadów do szkół i rzecznika praw osób chorych na otyłość obwiniającego geny za rozwój tej epidemii. Na półkach sklepowych i szkolnych sklepikach mnóstwo napojów i niezdrowego jedzenia faszerowanych cukrem żeby zwiększyć sprzedaż i uzależnić małych klientów już od najmłodszych lat.
Słodkiego, miłego życia :)

Dla zainteresowanych tematem na moim facebooku zamieszczam kilka ciekawych linków i fragmenty artykułów na ten temat.



sobota, 17 sierpnia 2013

Wciąż w biegu - the power of green energy



Oczywiście, że biegam. Nie tylko szukam coraz to nowych ciekawostek kulinarnych, którymi mogłabym oczarować moich bliskich. Uwielbiam długie weekendy kiedy całe miasto pustoszeje. Wtedy jest naprawdę uroczo. Nie mówię o błogim lenistwie i zaleganiu na kanapie. Co to, to nie. Ku rozpaczy mojego męża jestem gotowa do biegania około 6 rano. No tak już mam. Wiem, wiem jestem zboczeńcem. Ale poranne bieganie kiedy ulice są jeszcze puste, a powietrze rześkie daje mi najwięcej radości. Mogę tak biec i biec. Jestem typem długodystansowca, a nie sprintera. Długi bieg pozwala się całkowicie wyciszyć
i wtedy do głowy przychodzą najlepsze pomysły.
A bieganie po lesie to już zupełnie magiczne poczucie związku z naturą. To jakby ziemia biegła ze mną i ta cisza lasu o poranku-bezcenne :)

Staram się też więcej pracować nad techniką. Kolejny raz odkrywam, że oprócz nóg i głowy biegną także ręce. Odkąd o tym pamiętam bardzo poprawiłam swoje wyniki. Dzisiaj potrzebuję 2 minuty mniej żeby przebiec kilometr a dystans poniżej 10 km traktuję bardziej jak rozgrzewkę niż trening.
Biega się lepiej kiedy wiadomo, że w domu czeka the power of green czyli szpinak w smoothie czekoladowym :)
Smoothie czekoladowe
2 garści szpinaku,
2 szklanki owoców(truskawki albo wiśnie albo maliny albo inne),
kilka daktyli bez pestek,
1 szklanka mleka roślinnego,
3 łyżki surowego kakao.
Wszystko razem zmiksuj w blenderze. Wierzcie mi, że nikt się nie zorientuje, że dodaliście szpinak.
Przy okazji podam też przepis na mleko roślinne.

Mleko roślinne
Zrobienie mleka roślinnego jest naprawdę proste i bardziej ekonomiczne niż kupowanie w sklepie.

Porcja na 3 szklanki
 1 szklanka migdałów (albo ulubionych orzechów, pestek słonecznika, dyni, płatków owsianych albo ugotowanego wcześniej ryżu, kaszy)
1.       Migdały zalej wodą i zostaw na noc. Pamiętaj, że migdały puchną w miarę wchłaniania wody.
2.       Rano odcedź migdały i dobrze wypłucz. Zmiksuj z 3 szklankami wody (najlepiej filtrowanej)
do konsystencji mleka.
3.       Przecedź mleko przez sitko lub gazę. Pozostałą miazgę można wykorzystać przy robieniu ciasteczek.

Przygotowane w ten sposób mleko może stać w lodówce 3 dni.
Jeśli lubisz mleko bardziej gęste, które ma mocniejszy smak, dodaj mniej wody. Jeśli chcesz zrobić wersję słodką, dodaj daktyle.

niedziela, 11 sierpnia 2013

Słowo Na Niedzielę :) o życiu robaka




Niedawno znajomy – upojony swoim zaangażowaniem w dobroczynność - zarzucił mi prowadzenie „życia robaka”

Czy praca, prowadzenie domu i wychowywanie dzieci – jeśli człowiek zdecydował się na założenie rodziny – nie wymagają pełnego zaangażowania? Dzisiaj, kiedy dzieci są już samodzielne ja dbam o siebie żeby jak najdłużej być dla nich wsparciem, a nie ciężarem. Fakt, nie zbawiam świata. Nie organizuję wielkich, spektakularnych akcji. Ale wypuściłam w świat dobrze wykształcone i mam nadzieję, dobrze wychowane dzieci. Teraz czasem inspiruję je i moich bliskich do różnych działań i nowych wyzwań. Drobne kroki, które dzięki temu podejmują zmieniają ich życie na lepsze. Moje bieganie szerzy się jak wirus. No bo jeśli ja astmatyczka 50+ mogę to jakie znaleźć dla siebie usprawiedliwienie? Część osób broniła się nawałem pracy i ogólnym brakiem czasu. Tu przyszedł mi z pomocą mąż - weekendowy biegacz – pokazując, że nawet takie bieganie daje efekty. Rodzice, siostra, dzieci z dużym zapałem testują moje przepisy i wprowadzają do swoich domów. Część z nich przeszła nawet na jasną stronę mocy a pozostali bardziej zastanawiają się nad tym co jedzą i znacznie zredukowali ilość konsumowanych przyjaciół :)

Może więc i jestem małym robakiem. Jednym z wielu milionów, które sumiennie wypełniają swoją rolę w ekosystemie tak żeby żaden filantrop nic po nich nie musiał poprawiać.

Pokój z wami robaczki :)

sobota, 10 sierpnia 2013

Lody morelowe, ser z nerkowca i inne patenty na odchudzanie

Przyjemnym skutkiem ubocznym przejścia na dietę roślinną w połączeniu z niezbyt forsowną aktywnością fizyczną (bieganie w moim przypadku) był znaczący spadek wagi. Teraz ważę 57kg przy wzroście 162 cm. Ale nie zawsze tak było. Przed przemianą stawałam przed lustrem, ja zasapana astmatyczka mogłam tylko powiedzieć: "Mam na imię Agata i jestem gruba". Moja waga to było 64kg a w porywach też 70kg. Błagam nie wmawiajcie, że tak musi być w "pewnym" wieku, że lekarstwa, że geny, że trzeba liczyć kalorie, te sztuczki z grupą krwi itp. Nic z tych rzeczy.
W moim przypadku zadziałało to że:

  1) jem tak dużo jak chcę ale właściwe pokarmy (zielone warzywa liściaste, świeże owoce i warzywa, nasiona roślin strączkowych, kasze)

  2) nie liczę kalorii (wegetarianie spożywają tyle samo albo nawet więcej kalorii niż mięsożercy a mimo to są  statystycznie szczuplejsi)
Niech was przekona prosty przykład, który znalazłam w książce dr Joela Fuhrmana pt. "Jeść by żyć". 

Warzywa liściaste mają tak niską wartość kaloryczną a wysoką zawartość błonnika i składników odżywczych, że im więcej się ich je tym bardziej traci na wadze.

  3) pamiętam o niezbędnych tłuszczach (zmielone siemię lniane, szałwia hiszpańska do musli na śniadanie) i nigdy nie wychodzę z domu bez torebki z garścią orzechów włoskich czy nerkowców, migdałów, daktyli lub suszonych fig czy dobrego mango.
Przy okazji podam przepis na ser z nerkowców:

3/4 szklanki nerkowców
2 łyżki wody
1 łyżeczka grubo zmielonego pieprzu
1 łyżeczka soli
1/4szklanki soku z cytryny

Pamiętam, że w przepisie gdzieś był też olej ale ja nie dodaję.

1) Nerkowce trzeba namoczyć w dużej ilości wody(zostawić na noc)
2) Orzechy odcedzić, osuszyć i zmiksować z wodą, dodać przyprawy
3) Na durszlaku ułożyć gazę i uformować z masy wałek
4) Końce gazy zawiązać i zostawić na 12 godzin
5) Nagrzać piekarnik do 95-100°C i piec ok.35minut

  4) nie boję się węglowodanów i nie wyobrażam sobie dnia bez deseru np. szarlotka wegańska, batony energetyczne albo ciasto marchewkowo-daktylowe, muffiny etc. Żywność bogata w węglowodany spożywana w najbardziej naturalnej postaci zawiera dużo błonnika i substancji odżywczych a mało kalorii.

A to przepis na zdrowe lody morelowo-bananowe:
     1-2 banany i kilka moreli podzielonych na kawałki
1) Owoce włożyć do woreczka do mrożenia i trzymać w zamrażalniku przynajmniej 1 dzień 
2) Zamrożone owoce zmiksować na gładką masę z łyżeczką wanilii i niedużą ilością mleka roślinnego.
3) Podawać od razu.

  5) na diecie roślinnej nie martwię się bilansem składników odżywczych (białka ,tłuszcze, węglowodany) bo wiem, że spożywając zdrowe pokarmy dostarczam sobie wszystkich trzech grup makroskładników i energii (kalorii) a te zapewniają prawidłowe funkcjonowanie

  6) zaczęłam rozumieć sygnały, które wysyła mi mój organizm. Dbam o moje ciało, szanuję je a ono o mnie.

  7) biegam 2/3 razy w tygodniu, pływam i zawsze pamiętam o rozciąganiu po treningu. Omijam schody ruchome w mieście, chodzę pieszo

  8) za żadne skarby nie zjem niczego co zawiera syrop glukozowo-fruktozowy. Zawsze sprawdzam skład tego co kupuję. I teraz coś dla liczących indeks glikemiczny- fruktoza nie jest wchłaniana do krwi, większość jest wysyłana do wątroby dlatego ma niski indeks glikemiczny, a mimo to powoduje magazynowanie tłuszczu i przyrost masy ciała.

  9) moje życie nie kręci się tylko wokół jedzenia ale lubię gotować i jeść smacznie.

I to tyle jeśli chodzi o mój styl życia, który przy okazji pomógł mi schudnąć.

czwartek, 8 sierpnia 2013

Szkockie berety, jollof i inne cuda kulturowego kotła

Droga Mamo, 
Jak to mamy, często martwisz się o to co my 'tam' jemy. Śpij spokojnie, dajemy radę. Przesyłamy przepis na nasz obiad po treningu :)

Jedną z naprawdę świetnych rzeczy w Anglii jest dostępność produktów tzw. 'kuchni świata'. I nie chodzi tu o sklepy delikatesowe tylko odpowiednik naszych osiedlowych bud z produktami codziennego użytku. 
Dzisiaj chciałam podzielić się przepisem na obfity w węglowodany posiłek inspirowany kuchnią moich znajomych z Nigerii. To proste i tanie danko jest mega popularne w Nigerii. Ja uważam, że dobrze nadaje się na uzupełnienie kalorii po ciężkim wysiłku fizycznym. Teraz przygotowujemy się do imprezy Tough Mudder ( 20 km biegu i 25 przeszkód sprawnościowych), więc węglowodany się przydadzą :)

Jollof z fasolką i plantanem

Składniki na jollof
Puszka pomidorów
1 mała ostra papryczka Scotch Bonnet (bez pestek bo są naprawdę bardzo ostre!)
2 szklanki ryżu
2 szklanki bulionu warzywnego
1 czerwona papryka
Pół cebuli
2 ząbki czosnku
Po szczypcie soli i pieprzu

Wszystkie składniki miksujemy na gładki sos. W tym momencie warto sprawdzić czy jest dobrze doprawiony i w razie czego dodać co potrzeba. Tego sosu użyjemy do gotowania ryżu zamiast wody. 
Ryż przed gotowaniem warto dokładnie umyć w zimnej wodzie, wtedy ugotuje się na sypko i unikniemy ryżowej 'papki'. Na jedną szklankę ryżu trzeba wlać 1,5 szklanki sosu. Odstawić na mały gaz pod przykryciem. Po około 10 minutach można dodać ulubione warzywa np. pokrojoną cukinię, marchewkę, grzyby itp. Po następnych 10 minutach pod przykryciem, ryż powinien być gotowy. Jest duża szansa, że na spodzie garnka zostanie tak zwane kanzo- warstwa przypalonego ryżu, który też ma swoich wielbicieli.

Fasolka Black Eyed Bean
Składniki
1 szklanka fasoli black eyed bean
2 łyżki stołowe oliwy z oliwek
Sok z połówki cytryny
Porządna garść posiekanej natki pietruszki

Fasolę trzeba namoczyć przez noc żeby trochę zmiękła. Zalać garnek wrzącą wodą i gotować około 20 minut aż fasola będzie miękka, ale nie rozpadająca się, Odlać wodę i dodać pozostałe składniki.

Ja do tego upiekłam jeszcze plantana, który wygląda trochę jak przerośnięty banan. Plantanów nie powinno się jeść na surowo i najlepiej kupować te dojrzałe, z czarnymi plamami. Wystarczy zrobić głębokie nacięcia w skórce i wstawić do mocno nagrzanego piekarnika na około 40 minut. Obrać ze skóry i pałaszować :)